Czy umiemy wymyślić nową gospodarkę, której rozwój opiera się na spadku PKB i konsumpcji?
Wywiad z Piotrem Voelkelem - założycielem i wieloletnim prezesem marki VoxCo znaczy dziś, w zmienionej rzeczywistości, rozwój, innowacja, dobrostan. Jakimi wskaźnikami je mierzyć?
Ostatni trudny rok powoduje, że musimy zastanowić się, czy ludzkość i my w najbliższym otoczeniu dobrze funkcjonujemy. Czy nasze pomysły na to, co to dobrobyt, rozwój i jakość życia nie prowadzą nas nieuchronnie w kierunku betonowej ściany, na której się rozbijemy. Istotną częścią moich ostatnich refleksji jest kondycja Ziemi. Przyjęliśmy niegdyś, że jest to studnia bez dna i możemy bez żadnych ograniczeń korzystać z jej dóbr. Dzisiaj już widać, że to niemożliwe. Wiele zasobów jest na wyczerpaniu, coraz częściej odczuwamy skutki zmian klimatycznych. Koncepcja na to, żeby na przykład wszyscy nagle jeździli elektrycznymi autami, wkrótce spotka się z brakiem surowców do produkcji baterii. Ten pomysł jest też nierealny. Musimy zaprojektować i zbudować nowy świat oparty na innej definicji rozwoju, dobrostanu i szczęścia. Trzeba zawrócić z drogi nieustannie rosnącej konsumpcji i zbudować świat, w którym „lepsze życie polega na tym, aby odrzucić wszystko, co zbędne”. Mam podstawy do takiego przekonania. Żyję długo i funkcjonowałem w różnych systemach społecznych, byłem biedny i bogaty, odkryłem, że radość z życia, moje szczęście nie zależały kompletnie od stanu posiadania.
Co jest dziś wskaźnikiem rozwoju, innowacji, dobrostanu społecznego? Dotychczasowe narzędzia do pomiaru – rosnące PKB, rosnące wydatki budżetowe, marże w biznesie, rosnąca sprzedaż i zyski firm straciły znaczenie. Należy zmienić kompletnie filozofię myślenia. Po pierwsze, że konsumujemy stanowczo mniej i produkujemy dużo mniej. Idziemy w przeciwną stronę. Wypieramy z rynku produkty złej jakości ze wdrukowanym krótkim terminem użyteczności. W to miejsce wprowadzamy solidne produkty, dobrze zaprojektowane, właściwie niezniszczalne. Mam pralkę w domu, która działa od 14 lat, ale wyprodukowana była w innej epoce, gdy celem było dostarczenie towaru, który służy długo, a nie który musi zepsuć się po dwóch latach. Odpowiedzialność firm powinna polegać na tym, że produkują po to, by ich produkt był trwały i służył wiele lat bezawaryjnie, a po latach dało się go naprawić. Z drugiej strony, nie ma sensu wprowadzać co dwa tygodnie nowości, produktów, które mają wyprzeć te starsze. Jesteśmy karmieni przekonaniami, że mamy już przestarzały sprzęt, a nowy model ma kolejne funkcje, które są nam koniecznie potrzebne. Najbardziej jest to widoczne w przemyśle odzieżowym. Był czas, kiedy funkcjonowały dwa sezony w ciągu roku: wiosna-lato i jesień-zima. Teraz co dwa tygodnie jest nowa kolekcja. Jeśli nie pójdziesz do sklepu i nie kupisz nowego T-shirta, to jesteś „niemodny”. Z tej paranoi trzeba uciekać w kierunku zmiany przekonań, że można nosić jakieś ubranie 20 lat, bo tkanina jest świetnej jakości, a perfekcyjny krój sprawia, że ubranie nadal leży jak trzeba. I to jest kluczowa zmiana…
Zatem jakie mogą być nowe parametry sukcesu? Trzeba zacząć mierzyć szczęście, tak jak dzieje się to w azjatyckich czy buddyjskich środowiskach, gdzie szczęściem jest to, ile razy się uśmiechasz, jakie masz relacje z innymi ludźmi. Tak rozumiane szczęście można będzie uzyskać, dzięki temu, że będziemy mieć coraz mniej pracy, że robimy więcej dla siebie w kontekście osobistego rozwoju, że mamy czas na edukację, na sport, podziwianie przyrody i czas na kontemplację relacji z innymi ludźmi, w tym na udany seks i zrozumienie z partnerką czy partnerem. Umiem sobie wyobrazić społeczeństwo, w którym pracują tylko ci, którzy chcą…
W ten sposób płynnie przechodzimy do „płacy bez pracy”. Mianowicie, wspomina Pan w swoich wypowiedziach, że płaca gwarantowana to rozwiązanie przyszłości. Tymczasem idea ta wzbudza sporo kontrowersji. Jakoś bardzo kojarzy się z PRL-owskim określeniem „Czy się stoi, czy się leży X złotych się należy? Czy w kraju wymuszonych często rent i uprzywilejowanych wcześniejszych emerytur, rozdawnictwa 500+, ten system nie zepsułby jeszcze bardziej podejścia do pracy dużej grupy społecznej?
– Jeszcze kilka lat temu pomysł płacy gwarantowanej uważałem za skrajną głupotę. Wiele moich wysiłków zmierzało do poprawy wydajności pracy w fabryce, a bodźce finansowe były ważną częścią tej polityki. Praca miała służyć pomnażaniu dóbr i wzrostowi produkcji. Dziś kiedy musimy ocenić produkcję i pracę w nowej rzeczywistości, płaca gwarantowana staje się oczywistym rozwiązaniem. Musimy na to spojrzeć z zupełnie nowej perspektywy. Bardzo często obecne świadczenia począwszy od tych rent, o których mówisz, po rozdawnictwo 500+, mają bardzo różne motywy. Jedni oszukują państwo, bo nie chcą pracować i cieszą się, że mają rentę, mimo że są zdrowi i mogą dodatkowo dorobić. Z innej strony są ludzie, którzy dostają pieniądze za nic, by ktoś inny mógł osiągnąć korzyści polityczne, wyborczy sukces. 500+ pod pretekstem wzrostu ilości urodzin i poprawy sytuacji rodzin wielodzietnych jest fiaskiem. Nikt nie próbuje tego systemu nawet modyfikować pod tym kątem, bo został wymyślony dla zupełnie innych korzyści – politycznych. Cel: „wygrać wybory” został osiągnięty. Pobudzenie przyrostu naturalnego nie udało się, bo od początku program był źle skonstruowany. Mówiąc inaczej, ważna jest przyczyna, dla której ktoś dostaje pieniądze. To dotyczy moralności, etyki takich działań…
Pomysł płacy gwarantowanej można realizować na różne sposoby. Wg mnie warto budować scenariusz, w którym mamy sprawną produkcję. Potrzebujemy mniej dóbr, ale takich, które są lepszej jakości i nie ulegają tak szybkiej rotacji. Skutkuje to tym, że kupuję sobie spodnie dwa razy w roku, bo nie zużywają się po tygodniu. To oznacza, że automatycznie jest mniej miejsc pracy w fabrykach i handlu. Jeśli będzie mniej pracy, to pojawi się pewna ilość bezrobotnych. Chodzi o to, by te osoby nie trafiały na margines, nie były wykluczone ze społecznej aktywności, tylko powinny dostać wynagrodzenie albo mówiąc inaczej wsparcie, bo to nie zawsze muszą być pieniądze. To może być bezpłatne albo tanie jedzenie, dofinansowanie mieszkania, tańszy dostęp do sportu, rekreacji, kultury, bezpłatna edukacja. Powinni być w tych obszarach wspierani.
Co może nam pomóc w realizacji takiej rewolucji myślenia? Czy jako społeczeństwo jesteśmy na to gotowi?
– Wierzę w to, że rozwój cyfrowego świata, bo to jest jedna z wielkich rewolucji, która się na naszych oczach odbywa, doprowadzi do tego, że będziemy w stanie zaprojektować aplikacje, które będą lepiej zarządzać naszymi emocjami niż dzisiaj. Obecne systemy tworzą nam informatycy, technologowie, ekonomiści, co daje zoptymalizowane efekty. Celem są większe zyski dla biznesu, a nie szczęście ludzi. Jesteśmy wciągani w internetowy świat, by zająć nam skutecznie czas, by namówić nas do zachowań zgodnych z wytycznymi wielkich graczy skupionych wokół nowych technologii. W efekcie nasza uważność, zainteresowanie są sprzedawane reklamodawcom. W projektowanie cyfrowej przestrzeni muszą zaangażować się humaniści, etycy, psycholodzy i ekolodzy oraz przyrodnicy po to, żeby zadbać o wartości humanistyczne, moralność, etykę i kondycję użytkowników, ale też, żeby przebudować nasz stosunek do Ziemi i jej potencjału. Celem tego, o czym mówię, cyfrowej, humanistycznej rzeczywistości, jest to, że ludzie mogą stać się szczęśliwymi, gdy znajdą swoją pasję i będą wspierani w swoim rozwoju osobistym. Umiem sobie wyobrazić, że dzięki sztucznej inteligencji będziemy lepiej zarządzać procesami społecznymi i tworzyć klimat, w którym będzie mniej wrogości, napięć, agresji, a więcej samorozwoju i współpracy. W tej nowej rzeczywistości nasza aktywność może przejść z obszaru praca do obszaru „niepraca”. Jednocześnie ciągle będą powstawały nowe formy zatrudnienia dla osób, które mają nową pasję. Optymalnym wyjściem wg mnie, choć brzmi trochę jak utopia, jest stworzenie sytuacji, w której pracują ci, którzy umieją i chcą to robić. Czy to jest możliwe? Jest wiele zwiastunów tego, że będziemy umieli żyć inaczej. Już dzisiaj widać, że jest coraz więcej ludzi, którzy pracują jako wolontariusze i robią wiele rzeczy z pasji. Młodzi minimaliści, którzy cenią bardziej swoje prawo do wolego czasu, samorozwoju niż korporacyjne ścieżki kariery, aktywiści, którzy wolą za darmo robić to, co uważają za wartościowe i pożyteczne, wegetarianie rezygnujący z mięsa, nastolatki wybierający ubrania w lumpeksach zamiast sieciówkach… Potrzeba zmiany jest w wielu ludziach, tylko trzeba im utworzyć odpowiednią ścieżkę. W obecnej rzeczywistości jest mnóstwo osób, które pracują w obszarze, którego nie lubią, a robią to tylko dlatego, bo tam znajdują pieniądze. Gdyby mieli szansę dostać pieniądze z innej przyczyny niż ta nieprzyjemna praca, robiliby pewnie wiele bardziej pożytecznych rzeczy, bo wynikałyby z ich przekonań, talentu, wkładaliby w to serce. Wtedy ta płaca gwarantowana byłaby właśnie uwolnieniem od przymusu pracy, której nie znoszą. W kraju jest i tak mnóstwo pieniędzy marnowanych na chybione projekty jak 500+ lub jest wykradana przez różnych spryciarzy. Gdyby więc był dostęp do legalnie należnej płacy, to wtedy nie byłoby poszukiwań, jak oszukać państwo. Przecież wolę dać komuś pieniądze, niż być oszukany na tę samą kwotę! Nie mówiąc już o tym, że ten, kto kradnie, zostaje już z tym bólem, że jednak oszukuje państwo, czyli nas wszystkich, bo jako naród mozolnie dokładamy się do tego budżetu. Prościej jest więc znaleźć formułę, w której on dostaje pieniądze. Notabene większość ludzi, którzy mają renty i tak dorabia w różny sposób, np. opiekując się dziećmi albo będąc aktywnymi w innych obszarach. Ta aktywność może być różnie realizowana. Im bliżej jest nam do tego, co robimy, np. lubimy hodować pomidory na swojej działce, tym prościej jest uzyskać wartościowy efekt. Po co mamy dokładać się do „lewej renty”, skoro ta osoba i tak hoduje te pomidory. Lepiej dać jej szansę na legalne wynagrodzenie, by z kolei mogła hodować pomidory zgodnie ze swoją pasją, z poszanowaniem naturalnych zasobów, po prostu zdrowe warzywa. Bo to nie będą już pomidory, na których ktoś musi zarobić w jeden sezon, by utrzymać rodzinę.
Od czego należałoby zacząć tę zmianę?
– W tym systemie jest dużo otwartych pytań, niezaprojektowanych rozwiązań. Kluczowe jest jednak to, czy umiemy wymyślić ekonomię i gospodarkę, która ma spadek PKB i spadek sprzedaży. Gospodarkę zrównoważoną, która rozwija się w zgodzie z zasobami naturalnymi, radykalnie odchodzi od szkodliwych dla planety i ludzi rozwiązań. W tym scenariuszu cofamy się, idziemy w przeciwnym kierunku, w którym mniej eksploatujemy, konsumujemy, a mimo to umiemy żyć. Inaczej zjemy wszystko, co żyje w morzach i oceanach, a potem wszystko, co umiemy wyhodować, po drodze dewastując ekosystemy, czego skutkiem będą kolejne pandemie. Ewidentnie widać, że te choroby są wynikiem zachwiania w przyrodzie. Wkraczamy w obszary, w których przerywamy naturalny obieg, a potem dziwimy się, że człowiek zaraża się od nietoperza. A kto mu kazał jeść nietoperza? Długofalowo celem musi być ochrona planety. To jest tak, jak ze statkiem kosmicznym. Jeśli zjemy wszystko, co mamy na pokładzie, to nie ma dokąd lecieć. Koniec podróży, bo umieramy z głodu! A dzisiaj żyjemy w takim świecie, w którym ci, którzy konsumują najwięcej i dorabiają się największych fortun, są pokazywani jako bohaterowie tej rzeczywistości. To jest absurdalne. Nie umiem sobie wyobrazić statku kosmicznego, w którym kapitan wyróżnia tego, który zjadł dwa razy więcej zasobów niż pozostali! Żyjemy w jakimś absurdzie. Wychwalamy ludzi, którzy dorobili się w bardzo krótkim czasie niewiarygodnych fortun. Ten system wymaga głębokiej reformy. Pierwszą rzeczą, którą próbowałbym wprowadzić to zbadanie, czy jesteśmy w stanie stworzyć gospodarkę, która funkcjonuje w oparciu o spadające PKB i konsumpcję, a jednocześnie przesuwa ludzi i ich aktywność zawodową w te obszary, które są ich naturalnym środowiskiem pasji, rozwoju, edukacji. W ten sposób powolutku zaczniemy odkręcać to, co sami nakręciliśmy.
Co realnie zmieniła pandemia w tworzeniu długofalowych strategii biznesowych i w obecnych modelach zarządzania? W jakich punktach na pewno nie ma powrotu do schematów sprzed 2020?
– Pandemia przyniosła natychmiastowe zmiany w biznesie to fakt, ale w każdej grupie zawodowej konsekwencje pandemii są różne. W fabrykach, zakładach produkcyjnych zmieniło się najszybciej to, że ludzie przychodzą do pracy w mniejszych zespołach, wymieniają się, po to, by się nawzajem nie zakażali. Tutaj nie widać jakichś radykalnych rozwiązań. Wzrosła tylko świadomość dotycząca higieny pracy. Z całą pewnością dużo bardziej zauważalne zmiany są wśród tych, których praca została przeniesiona do domów, którzy muszą bez przerwy funkcjonować w online zamiast w realnych relacjach ze sobą. Z tego powodu zmiany na przyszłość będą ogromne. Wielu przedstawicieli zarządów doceniło możliwość pracy online na tak dużą skalę i oszczędności, jakie z tego tytułu płyną, bez utraty jakości pracy. Ważniejsze wg mnie jest to, że praca zdalna pokazała, że zarządzać ludźmi trzeba wg zupełnie nowych metod. To zarządzanie oparte o wspólne wartości. To znaczy, że pracownicy wiedzą, po co jest firma, chcą identyfikować się z jej sukcesami i z potrzebami jej odbiorców, bo czują podobnie. Rośnie też, w stosunku do poprzednich doświadczeń, poziom zaufania, jakim trzeba obdarzyć pracowników. I to jest pozytywna zmiana, bo moim zdaniem wielu ludzi zasługuje na zaufanie, pełne uznanie dla ich kompetencji. Można więc budować systemy zarządzania oparte o samodzielność pracowników i ich decyzje. Sam doświadczam tego z moim zespołem. Widzę, że mniej mojego nadzoru, sprawdzania, a więcej stawiania celów strategicznych, powoduje, że ludzie są samodzielni, znacznie lepiej podejmują decyzje, nie konsultując wszystkiego ze mną, mogą działać znacznie sprawniej. Widać to też w innych firmach, m.in.: w Vox Capital Group zarządzanej przez mojego syna, który od początku stawiał na zaufanie, na firmę zbudowaną na wartościach. Sprawdza się to, co prof. Jerzy Hausner zapowiadał w kontekście open eyes economy. Przyszłością są firmy zbudowane na wartościach, funkcjonujące w archipelagach powiązań, w których nie stawiamy na to, by wykupić konkurencję, wszystkich wchłonąć, by być największą wyspą, tylko prowadzimy tak działania, że każda firma – wyspa rozwija się samodzielnie. To inna świadomość – że im lepsi kooperanci wokół, tym lepsza jest to dla mojej firmy perspektywa. Pandemia przyspieszyła ten proces i myślę, że ten kierunek zmian będzie się rozwijał. Towarzyszy temu błyskawiczna cyfryzacja wielu procesów biznesowych, handlowych, zarządczych. W krótkim czasie powstaną nowe, skuteczniejsze narzędzia do pracy online, które pozwolą lepiej wykorzystać potencjał społeczny.
Co zmieniłby Pan w edukacji na nowe czasy? Myślę tu zarówno o edukacji podstawowej i średniej, ale też mam na myśli kształcenie projektantów, jest Pan właścicielem Uniwersytetu SWPS, założycielem School of Form i wielu form studiów podyplomowych związanych ze wzornictwem. Czym powinni kierować się ci młodzi ludzie, którzy dziś stoją u progu dorosłości i szukają kierunków studiów, w nadziei, że zdobędą kompetencje przyszłości?
– Z całą pewnością trzeba będzie zadbać o równowagę w edukacji, bo nauka online to nie jest to, o czym marzą dzieci i młodzież. Trzeba stworzyć hybrydy, gdzie część zajęć odbywa się w klasach, a część zdalnie. Wierzę w to, że studia podyplomowe będą właśnie w trybie hybrydowym, łączącym tradycyjne nauczanie z formami zdalnej nauki. Wszystkie warsztaty, praca w zespole będą realizowane w rzeczywistej przestrzeni, a wykłady mogą z powodzeniem odbywać się online.
W ramach Uniwersytetu SWPS i Collegium Da Vinci te zmiany w edukacji wprowadzane są ciągle. Obserwujemy środowisko biznesowe i próbujemy dostosowywać program nauczania do tych nowych wymagań. Rzeczywistość zmienia się w ogromnym tempie, ale są pewne uniwersalne rozwiązania, które pozwolą przygotować studentów do aktywności zawodowej. My stawiamy przede wszystkim na to, że z jednej strony łączymy naukę i jej najnowsze wymagania, z drugiej strony dokładamy stale poprawianą dydaktykę, z innej strony bardzo dbamy o praktykę, czyli udział w programie edukacji ludzi z doświadczeniem biznesowym, ale też staramy się umożliwiać studentom wejście do środowiska i realizować staże w firmach. Kluczowe dla przyszłości studentów jest kształcenie umiejętności pracy w zespole i to w zespole multidyscyplinarnym. Student musi być jako przyszły pracownik bardzo elastyczny. Oznacza to, że nie jest wysoce wyspecjalizowany w bardzo wąskiej dziedzinie – czyli specjalistą, który wie wszystko o niczym, tylko jest trochę jak ośmiornica, która umie wypuścić swoje macki w różnych kierunkach, by nieustająco sprawdzać, co się dzieje w okolicach jego specjalności i bardzo szybko podążać w kierunku tych miejsc, gdzie jest nowe zapotrzebowanie, trend, możliwości współpracy. Umie nawiązywać nowe kontakty i łączyć swoje umiejętności z innymi, by szybko przystosowywać się do warunków. Cały system studiów podyplomowych ma służyć temu, by te nowe, potrzebne kompetencje szybko rozwijać, uzupełniać. W SWPS łączymy np.: psychologię z prawem, psychologię z zarządzaniem, psychologię z informatyką. Tworzymy zupełnie nowe kierunki studiów, w których ideą jest wyjście z naszych tradycyjnych środowisk, by łączyć kompetencje. Musimy dziś przyjąć perspektywę permanentnej edukacji. Bliskie jest mi myślenie prof. Zbigniewa Brzezińskiego: „Poznać, zrozumieć i zmienić świat”. My do tego dodajemy projektowanie, jako bardzo świadomy i ważny etap w procesie zmiany. Zatem: „Poznać, zrozumieć, zaprojektować i zmienić świat” to nasze wyzwanie.